DNI
MIASTA - 2003
Tereny obok jazu na Odrze
1 czerwca 2003
relacja foto - Joachim Filusz
BLUE CAFE
NOWA PŁYTA BĘDZIE DLA WAS ZASKOCZENIEM
Z
wokalistką Blue Cafe Tatianą OKUPNIK
i liderem zespołu, muzykiem
Pawłem RURAKIEM-SOKALEM,
rozmawia Tomasz WRÓBLEWSKI.
-
Jak znalazłaś się w Blue Cafe?
Tatiana
Okupnik: - Występowałam
w łódzkim kabarecie „Chichot 2".
Na jednym z przedstawień dostrzegł,
usłyszał mnie Paweł. Zaproponował
współprace, stworzenie zespołu
i tak to się zaczęło.
-
Kiedyś grałeś w filharmonii, dzisiaj
w Blue Cafe. Czy to się nie kłóci?
Paweł
Rurak-Sokal: - Jestem
w ogóle niespokojnym duchem. Miałem własne teatry, zajmowałem się terapią.
Kiedyś grałem muzykę klasyczną.
Później dojrzałem do stworzenia czegoś innego, czyli zespołu.
-
Jesteś znany z perfekcyjnego przygotowywania
muzyki. Powiedz,
co jest dla ciebie najważniejsze
podczas komponowania utworów?
P.R-S.:
- Nostalgia. Kiedy ktoś się wsłucha
w utwory, to są one w tonacjach
molowych, a mówiąc językiem
prostym - smutnych.
-
A głos Tatiany wieńczy dzieło?
P.R-S.:
- Komponując,
od razu słyszę, jaka
powinna być w piosence
barwa głosu Tatiany. Nie wypuszczam jej ze
studia, dopóki nie uzyskam tej barwy.
-
O twój charakterystyczny głos pytają
cię chyba wszyscy dziennikarze, porównując cię do czarnoskórych
wokalistek. Zapytam o to, jakich głosów
lubisz słuchać?
T.O.:
- Na pewno Arethę Franklin, Tinę
Turner. Z męskich głosów Craiga Dayida, Justina Timberlake'a, Jamiroquai,
Quincy'ego Jonesa.
-
Łączycie wiele stylów muzycznych.
Stworzyliście niezły przebój
„You maybe in love". Zamierzacie nam ich dostarczać więcej?
P.R-S.:
- Myślę,
że druga płyta będzie
w ogóle zaskoczeniem. Trudno
będzie znaleźć jeden ulubiony utwór.
Jest tam duża różnorodność, z
muzyką azjatycką włącznie. Na razie
krążek jest w trakcie realizacji i powinien być gotowy jesienią.
T.O.:
- Apetyt publiczności z pewnością
rośnie. Oprócz pracy w studiu
dużo koncertujemy. Na razie sprawdzamy
na koncertach, jak brzmią te utwory, jak są
przyjmowane. To na pewno pomaga w pracy nad
płytą.
-
Liczycie na nagrodę na opolskim
festiwalu?
T.O.:
- Przede wszystkim biorąc udział
w konkursie, chcemy się pokazać, zaprezentować, przedstawić. Konkurujemy
też z innymi, ale wszystko
zależy od szczęścia.
P.R-S.:
- Strasznie nie lubię wyścigów. Wynik wszelkiego rodzaju festiwali, konkursów
może zależeć od
chwili. Na przykład wokalistka może
mieć słabszy dzień. Dla nas to kolejny
koncert, ale bardziej medialny,
bardziej nagłośniony. Uważam,
że jeśli artyści kierują się tylko
rywalizacją, to jest jeszcze wiele innych
i ciekawszych zawodów.
-
Zajęliście trzecie miejsce w polskich
eliminacjach do Eurowizji. Czy coś
wam ono dało?
P.R-S.:
- Publiczność, która nas zobaczyła,
jeszcze bardziej nas polubiła.
Piosenka „You maybe in love"
szybko znalazła się w czołówce
list przebojów. Było to niesamowite przeżycie.
-
Polskę reprezentował zespół Ich
Troje. Jak oceniasz ich występ?
P.R-S.:
- Miejsce w pierwszej dziesiątce,
jest sukcesem dla polskiej piosenki.
Dzwoniłem do Michała Wiśniewskiego
do Rygi i życzyłem, by im się udało. Muzyka Ich Troje może się podobać
albo nie podobać. Jeśli
jednak ktoś reprezentuje Polskę, powinien być wspierany.
-
Zamierzacie wystąpić w kolejnych
eliminacjach do Eurowizji?
P.R-S.:
- Myślę,
że tak, bo Eurowizja
jest bardzo medialnym festiwalem.
W ciągu trzech minut zespół może dotrzeć do wielu milionów ludzi
na całym świecie.
-
Szykujecie coś specjalnego na wstęp
w Kędzierzynie-Koźlu?
T.O.:
- Każda
publiczność jest specyficzna.
Zawsze jest przygotowany
pewien scenariusz koncertu, ale można go
oczywiście zmienić. Zagramy piosenki z płyty
„Fanaberia" i te, które mają się znaleźć na nowym
krążku. Zapewniam, że będziecie się
z nami dobrze bawić.
-
Dziękuję za rozmowę.
(za 7 DNI - Tygodnik Kędzierzyńsko-Kozielski - dodatek do NTO - sobota 31 maja
2003)