Z Leśnicy do Auschwitz.
Ojcowie Kulawi - przyczynek do dziejów oblatów polskich.
W niewielkim miasteczku Leśnica malowniczo położonym u podnóża Góry
Chełmskiej, na szczycie której znajduje się znane na Śląsku
sanktuarium Świętej Anny Samotrzeciej, w rodzinie siodlarza-rymarza
Józefa Kulawego i jego żony Franciszki z domu Grzonka w dniu 16
kwietnia 1871 roku narodził się pierworodny syn Wojciech. W rok
później przyszedł na świat drugi z synów Jan Wilhelm. Potem rodzili
się kolejno: Klara (1874), Józef (1875), Paweł (1877), Franciszek
(1878), Ludwik (1880), Maria (1882), Otylia (1885) i Elżbieta (1886).
Liczna rodzina Kulawych posiadała własny domek i niewielkie
gospodarstwo rolne. Dochody, które przynosiło, połączone z rzemiosłem
ojca zapewniały codzienną egzystencję.
Po ukończeniu
miejscowej szkoły powszechnej bracia Wojciech i Jan- Wilhelm wstąpili
w 1886 roku do Kolegium Carolinum w holenderskim Valkenburgu,
należącym do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (OMI).
Był to okres, w którym kanclerz zjednoczonych Niemiec Otto von
Bismarck złagodził co prawda politykę Kulturkampfu, zmierzającą do
podporządkowania Kościoła katolickiego, ale walki z opozycją katolicką
jeszcze nie zakończono. W zjednoczonych pod hegemonią Prus Niemczech
religią państwową był protestantyzm. Dlatego też młodzi ludzie
obierający życie zakonne, szukali nowicjatów zagranicznych, m.in. w
Holandii.
Kolegium Carolinum
należało podówczas do francuskiej prowincji północnej i oblaci je
prowadzący byli narodowości francuskiej. Do junioratu tego przyjmowano
także uczniów z Belgii, Holandii i Niemiec. W momencie powołania
prowincji niemieckiej w roku 1895 Carolinum przeszło w ręce oblatów
niemieckich, jednak jeszcze przez dwa lata nauczali w nim Francuzi.
W roku 1892
Jan Wilhelm zakończył oblacki juniorat, będący przygotowaniem do
nowicjatu. 14 sierpnia wstąpił do nowicjatu St. Gerlach, położonego
niedaleko od Valkenburga, w Houthem, a należącego także do Północnej
Prowincji Francuskiej. Ze względu na to, że napływ młodzieży
francuskiej był nikły, bramy nowicjatu stały otworem dla kandydatów
innych narodowości, przede wszystkim jednak pochodzących z terenu
Niemiec, gdzie placówek takich nie było.
Pod koniec okresu nowicjackiego, mistrz nowicjatu o każdym ze swoich
podopiecznych sporządzał opinię dla zwierzchniej władzy zakonnej.
Opinia taka była podstawą dopuszczenia do pierwszych ślubów. Istotna
treść takiej oceny, dotyczącej brata Jana Wilhelma była następująca: „
[...] Frater Wilhelm Kulawy odbył wszystkie swoje studia w St.
Charles. Ogólnie biorąc wyniki były zadowalające. Przede wszystkim w
ostatnim roku. [...] Frater cieszy się doskonałym zdrowiem i ma silną
budowę ciała. Nie ma przyjemnej fizjonomii i manier. Inteligencję
posiada wyższą od przeciętnej, ma zdrowy rozsądek i zdolności
muzyczne. Pobożność jego jest szczera i poważna, raczej intelektualna
niż sentymentalna; charakter zewnętrznie wydaje się trochę szorstki, a
tymczasem dobry i oddany, [...] można powiedzieć wielki gorliwiec.
Obowiązkowy i (posiadający- A.S.) zalety życia zakonnego. Nadaje się
do życia wspólnego. Jego zachowanie w nowicjacie, szczególnie od czasu
rekolekcji, bardzo zadowalające. Prawdą jest, że nie umiał na początku
uniknąć pewnego skandalu; okoliczności mogą jednak wytłumaczyć. Bardzo
jest przywiązany do swego powołania.”
15 sierpnia 1893 roku frater Jan Wilhelm złożył swoje pierwsze, roczne
śluby.
Bracia kończący nowicjat byli rozsyłani do różnych scholastykatów
(wyższych seminariów duchownych- A.S.) Zgromadzenia. Bracia
Kulawi, wraz z pięcioma współbraćmi niemieckimi, trafili do
scholastykatu św. Józefa w kanadyjskiej Ottawie.
Na tle narodowościowym w scholastykacie tym powstawały spory, o
których informowano o. generała Zgromadzenia Oblatów w związku z
dopuszczaniem braci do święceń. Ówczesny superior scholastykatu, o.
Duvic pisał więc do o. generała: ”Obaj bracia Kulawi przewodzili [...]
wszystkim innym w zdolnościach muzycznych (w orkiestrze i chórze- w
graniu piosenek niemieckich). Wieczorem tego dnia jeden z fratrów
francuskich zabrał ustnik jednego z instrumentów, na którym grał fr.
Wojciech Kulawy (by przeszkodzić w graniu piosenek niemieckich). To
był dopiero prawdziwy zamach stanu: obaj bracia Kulawi rozpoczęli
poszukiwania za ustnikiem; z humorem zwrócili się do fratrów
francuskich, których posądzali o zabranie...Następnie do Ojca,
mającego opiekę nad instrumentami...na koniec do
superiora...Uważaliśmy to za wystarczający powód, by tych dwóch braci
nie dopuścić do święceń bez zwrócenia się do Ojca o zdanie. Ich
miłość własna żywo mnie dotknęła; tymczasem oni dość dobrze przyjęli
tę przeciwność losu i nie wykazują żadnej urazy, i mamy nadzieję, że
będzie (to- A.S.) dla nich i dla innych dobrą nauczką.
Trzeba także
powiedzieć, że postępowanie pewnych fratrów francuskich wobec nich nie
zawsze jest dość braterskie [...]. Bracia Kulawi piszą do Ojca i oni
chcą donieść Ojcu to właśnie, co powiedziałem; ich miłość własna jest
bardzo czuła; kilka słów zachęty ze strony Ojca dobrze im zrobi.”
Dnia 15
sierpnia 1894 roku brat Jan Wilhelm Kulawy złożył śluby wieczyste w
zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej i według oblackiego
obyczaju otrzymał numer kolejny 1725, najniższy ze wszystkich numerów
oblatów polskich.
4 czerwca 1898 roku został wyświęcony na kapłana przez Jego
Ekscelencję Thomasa Duhamela, arcybiskupa Ottawy.
Jeszcze przez rok pozostał w Ottawie, aby na tamtejszym uniwersytecie
zdobyć stopień licencjata teologii.
Brat Wojciech Kulawy złożył śluby wieczyste 19 marca 1895 roku
w Ottawie i otrzymał numer oblacki 1773.
17 kwietnia 1898 roku otrzymał święcenia kapłańskie.
Tymczasem
najmłodszy z trójki braci, Paweł, w roku 1890 wyruszył z Leśnicy
przetartym już szlakiem do oblackiego junioratu w Valkenburgu.
Nowicjat rozpoczął 14 sierpnia 1896 roku w Houthem, gdzie też złożył
pierwsze śluby zakonne 15 sierpnia 1897 roku.
Przełożony nowicjatu taką wystawił opinię Pawłowi Kulawemu: „Frater
Kulawy zdaje się być intelektualnie utalentowany. Jest pojętny i ma
dobrą pamięć; ma zdrowy rozsądek; w pracy wytrwały i wytrwale dąży do
celu; ma zdolności literackie, i również zmysł praktyczny i twórczy.
Fr. Kulawy odznacza się szczerą pobożnością; poważnie stara się zdobyć
cnoty zakonne; wykazał nadzwyczaj dużo dobrej woli, aby we wszystkim
kierować się regułą i przepisami pisanymi. Frater [...] ma charakter
szorstki, zamknięty w sobie. Tymczasem, dzięki duchowi wiary, zawsze
był bardzo otwarty, i starał się praktykować uprzejmą miłość wobec
swoich współbraci. Frater ten dąży do wielkich rzeczy; jest
ambitny, stara się osiągnąć zamierzony cel nie zachęcany ani
chwalony.[...] Frater Kulawy nadaje się do życia wspólnego; będzie się
jednak musiał starać o nabycie uprzejmości braterskiej. Był zawsze
bardzo pilny; wszystkie uwagi przyjmował [...] z wdzięcznością i
stosował się do nich. Frater jest bardzo przywiązany do
Zgromadzenia i do swego powołania”.
Studia
filozoficzno- teologiczne brat Paweł odbywał w nowootwartym
scholastykacie w Hűnfeld (prowincja niemiecka Zgromadzenia OO.
Oblatów) w latach 1897-1903. Po zakończeniu pierwszego roku nauki, 15
sierpnia 1898 roku złożył śluby wieczyste i otrzymał numer oblacki
2012.
Przed dopuszczeniem do profesji wieczystej otrzymał
charakterystykę od o. Leonarda Leyendeckera OMI, superiora
hűnfeldzkiego scholastykatu w dniu 29 lipca 1898 roku: „Inteligencja,
praca oraz wyniki nie pozostawiają nic do życzenia. Poglądy jeszcze
niewyrobione; nie zawsze wykazuje dość taktu; charakter bardzo
samolubny, trochę próżny, trochę entuzjastyczny- to właśnie jest
trudnością w jego formowaniu się. On ma charakter trochę podobny do
charakteru swoich dwóch braci, mniejsza u niego jest szorstkość, a
dobry nowicjat nie zmienił tego. Z drugiej strony jest pracowity /
także trochę próżny/ i poważny. Pobożność, sądzę, dobra i od czasu
nowicjatu nie zmieniła się. Potrzebuje kierownictwa zdecydowanego,
inaczej, prędzej czy później, opanuje go pewna megalomania. Zdrowie
[...] jest doskonałe; to właśnie jeden z tych nielicznych filozofów
pierwszego roku, który przy końcu roku szkolnego nie zdaje się być
wyczerpany”.
Trzeba dodać, że
podczas zwyczajowego głosowania nad dopuszczeniem brata Pawła do
złożenia ślubów, wszystkie głosy oddano za....
Paweł Kulawy
został wyświęcony na kapłana 8 maja 1902 roku przez Monsignore
Adalberta Enderta, biskupa Fuldy,
zaś studia w Hűnfeld ukończył w roku następnym.
Na prośbę biskupa Legal OMI przełożonego wikariatu
apostolskiego Alberta, przedłożoną o. generałowi, Kasjanowi Augier
OMI, został skierowany do pracy misyjnej w prowincji Alberta.
Około 1892
roku rozpoczął się ruch imigracyjny do Kanady z krajów Europy
Środkowej i Wschodniej, a zwłaszcza z Polski. Większość osadników
trafiała tam ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pracowali oni w kopalniach
węgla lub przy budowie linii kolejowych. Potem przenosili się na
tereny Kanady Zachodniej, do późniejszych prowincji Manitoba,
Saskatchewan i Alberta. Ruch ten szczególnie wzmógł się po roku 1896,
wskutek licznych ułatwień i zachęt ze strony rządu. W roku 1899 w
Zachodniej Kanadzie znajdowało się już ok. 20 tysięcy Polaków różnych
obrządków; oprócz katolików byli bowiem grekokatolicy i liczni
prawosławni. Największe grupy ludności polskiej znajdowały się w
Manitobie- do odległej Alberty trafiły nieliczne rodziny.
Początkowe
miesiące były dla osadników bardzo trudne, wielu włożyło w podróż za
ocean całe swoje oszczędności. Odczuwali także wielki brak opieki
duszpasterskiej; szanse na spotkanie kapłana który mówiłby lub
chociażby rozumiał po polsku były bardzo nikłe. W tej sytuacji bp
Grandin z Alberty i o. dr Adelard Langevin, arcybiskup St. Boniface,
obaj należący do Zgromadzenia Ojców Oblatów, usilnie starali się o
pozyskanie odpowiednich duszpasterzy dla swych różnojęzycznych
diecezjan.
Wobec minimalnej liczby kapłanów przybywających z Europy, abp Langevin
zwrócił się do swego macierzystego zgromadzenia o pomoc w rozwiązaniu
tego trudnego i palącego problemu. Akurat w tym czasie kończyli studia
w Ottawie bracia Wojciech i Jan Wilhelm Kulawi. Ojciec arcybiskup
dowiedziawszy się o tym, dnia 20 kwietnia 1898 roku osobiście przybył
do stolicy i poruczył ojcu Wojciechowi sprawowanie posługi
duszpasterskiej wśród imigrantów obcojęzycznych, zwłaszcza Polaków,
Rusinów (Ukraińców- A.S.) i Niemców.
O.
Wojciech Kulawy prowadził duszpasterstwo wędrowne, odwiedzając
wszystkie skupiska ludzkie, jakie tylko mógł napotkać. Jesienią 1898
roku dotarł do nowo powstających kolonii leżących przy linii kolejowej
z Calgary do Gór Skalistych, które dotychczas były obsługiwane przez
sędziwego i schorowanego o. Fouqueta, a mianowicie: Cochrane- liczące
tylko 80 katolików, Canmore- 90 katolików, Anthracite- 20 wiernych i
Banff- 15. Wśród tej garstki Polacy stanowili tylko niewielki
odsetek...
Wobec braku świątyń, nabożeństwa odprawiał w zabudowaniach
prowizorycznych, często pod gołym niebem. W mieście Winnipeg, z
którego wyruszał na swe misyjne szlaki, głosił polskie kazania w
kościele Niepokalanego Poczęcia NMP, udostępnianym Polakom przez
gościnnego ks. prałata Cherriera.
W liście do o. Generała tak opisywał swą pracę: „Korzystne i
poruszające dla nas, oblatów, jest to, że na bezmiernych terytoriach
Północnego Zachodu możemy od czasu do czasu znaleźć miejsce
odpoczynku, jakiś dom naszych ojców, gdzie zawsze zostajemy przyjęci
jako bracia, gdzie możemy się cieszyć życiem klasztornym...”
8 maja 1899
roku do brata dołączył o. Jan Wilhelm Kulawy. Razem rozpoczęli
rzeczywistą i systematyczną pracę duszpasterską wśród uchodźstwa
polskiego, szczególnie w okolicach Winnipegu. Jesienią tegoż roku o.
Jan Wilhelm wizytował ponownie miejscowości odwiedzane wcześniej przez
brata. W jednym ze szpitali zaopatrywał młodego słowackiego górnika,
któremu maszyna zmiażdżyła nogę w kopalni w Cranmore. O. Jan opisywał
specyfikę trudnej pracy misyjnej: „ Praca na naszych placówkach
obejmuje zwykle trzy rodzaje ludzi: górników, robotników i rolników.
Górnicy i robotnicy kolejowi mieszkają zazwyczaj w miastach lub przy
liniach kolejowych tak, że dojechać do nich dość łatwo. Trudniej
jednak zebrać ich na nabożeństwo, zwłaszcza w tygodniu, ze względu na
stałe godziny pracy, z której nie mogą się zwolnić bez poważnych
niedogodności. Ponadto są to przeważnie ludzie młodzi lub żonaci,
którzy pozostawili swoje rodziny w starym kraju. Później sprowadzają
je do siebie, jak tylko zdobędą nieco pieniędzy na opłacenie kosztów
ich podróży. Ludzie owi żyjąc całymi miesiącami bez księdza i pomocy
religijnej obojętnieją dość szybko i niełatwo skłonić ich do
wypełniania obowiązków religijnych. Rolnicy natomiast wykazują lepsze
nastawienie i zachowują na ogół praktyki religijne, jakie wynieśli z
kraju rodzinnego. Jednakowoż, misjonarz chcąc do nich dotrzeć, musi
jechać wozem 24, 32 i 80 kilometrów po drogach, które w czasie
deszczu, jak np. w tym roku, są nie do przebycia. Wybiera wtedy jakiś
odpowiedni dom lub magazyn, gdzie odprawia Mszę Świętą, słucha
spowiedzi, udziela ślubów, chrzci dzieci i naucza ten biedny lud. Na
szczęście ich serca są lepiej przygotowane niż ich domy. Ksiądz nie
musi wcale zapowiadać swego przyjazdu. Sąsiedzi mieszkający jakieś 400
lub 800 metrów od siebie, powiadamiają jedni drugich o jego
przyjeździe. Na drugi dzień misjonarz słucha spowiedzi w przygodnym
konfesjonale do godz. 11- ej, po czym rozpoczyna Mszę Świętą i
przemawia do licznych słuchaczy z całej kolonii. Po Mszy Świętej
zaczynają się chrzty dzieci. W jednej kolonii, prawie w całości
ukraińskiej, udzieliłem w jednym dniu 20 chrztów, w tym 18 za jednym
razem. Zaraz po chrzcie wszystkie matki nowo ochrzczonych przychodzą
do wywodu, tak, że dopiero o godz. 3-ej po południu skończyłem swą
pracę. Utrudziłem się mocno ale dziękowałem Bogu za to i odczuwałem
radość jaką przeżyli Apostołowie, gdy tłumy ludzi przychodziły do nich
prosząc o przyjęcie do Kościoła Chrystusowego”.
4
czerwca 1899 roku, abp. Langevin, widząc Słowian bardzo licznie
zgromadzonych na procesji w uroczystość Bożego Ciała, powziął decyzję
o utworzeniu dla nich specjalnej parafii na terenie miasta Winnipeg.
W
porozumieniu z arcypasterzem, ojcowie Wojciech i Jan Wilhelm urządzili
zebranie w sali szkolnej parafii Niepokalanego Poczęcia, na które
przybył także ks. prałat Cherrier, proboszcz tegoż kościoła.
Jednogłośnie stwierdzono pilną konieczność rozpoczęcia prac przy
budowienowej świątyni parafialnej. Teren pod budowę przekazał abp
Langevin na rogu ulic Selkirk i Aikins w północnej części miasta.
Nadzór nad budową powierzono architektowi z St. Boniface, p. C. Caron.
Prace postępowały bardzo szybko, tak, że już 20 sierpnia krypta
była całkowicie wymurowana i położono kamień węgielny pod kościół. W
uroczystość Wszystkich Świętych 1899 roku abp Langevin odprawił w
nowopowstającej świątyni pierwszą Mszę Świętą. Od listopada tegoż roku
obaj bracia Kulawi zamieszkali w podziemiach pod kościołem, ponieważ
wobec zaciągnięcia znacznych długów na sfinansowanie inwestycji, nie
stać było nowopowstającej parafii na wynajęcie im mieszkania.
Ciężko pracujący w duszpasterstwie misjonarze skazani byli na
najdalej idące oszczędności, cierpieli z powodu braku żywności; mięsa,
mleka i masła pozbawieni byli całymi tygodniami. Jedynie w dni
świąteczne niektóre parafianki dostarczały im nieco obfitszych
posiłków. Zazwyczaj ojcowie żyli o suchym chlebie i herbacie. Na
zmianę objeżdżali farmy i kolonie w okolicach Winnipeg, sprawując
posługę duszpasterską na rozległych terytoriach aż do granic prowincji
Saskatchewan i Alberty. „Duszpasterstwo nasze nie ogranicza się do 200
rodzin polskich i niemieckich, które mieszkają w mieście ale obejmuje
także tysiące innych wiernych, wszystkich katolików, tak obrządku
wschodniego jak i łacińskiego, osiedlonych w grupach po 50, 100, 200,
a nawet 500 rodzin, na rozległych preriach i lasach Manitoby. Nasza
praca jest naprawdę zabójcza”.
30
czerwca 1900 roku erygowana została uroczyście parafia p.w. Swiętego
Ducha w Winnipeg ku wielkiej radości całej tamtejszej Polonii.
W roku następnym swoją cerkiew wystawili Ukraińcy, a w roku
1903 Niemcy założyli samodzielną parafię pw. Świętego Józefa.
Niemieccy ojcowie Cordes i Hilland, którzy dotychczas mieszkali z
ojcami polskimi, przenieśli się do własnej plebanii.
Proboszczem Polaków został ustanowiony o. Jan Wilhelm Kulawy, który w
roku następnym otrzymał także mianowanie na superiora oblackiego domu
zakonnego przy tejże parafii.
Warunki pracy nadal były bardzo trudne i nieustabilizowane. Roboty
wykończeniowe przy kościele trwały nadal. O. Jan- Wilhelm w relacji
przesłanej na ręce o. Generała Zgromadzenia Oblatów raportował:
„Jesteśmy skazani na osobiste prowadzenie kuchni, do zamiatania
kościoła i domu, oraz do wykonywania wszelkich prac brata zakonnego.
Te kłopoty materialne były powodem- muszę to wyznać- wielu zaniedbań w
duszpasterstwie i w zachowaniu przepisów naszej Reguły, a poza tym
znacznie ucierpiało nasze zdrowie i siły fizyczne. Przez kilka tygodni
żyłem o chlebie i kawie ponieważ brak czasu i chęci do przygotowania
jedzenia, a nieraz i brak pieniędzy”.
Wobec pilnej konieczności roztoczenia opieki nad polskimi dziećmi,
ojcowie Kulawi rozpoczęli starania o zorganizowanie szkoły
parafialnej. Dzieci polskich emigrantów albo nie chodziły wcale do
żadnej szkoły albo uczęszczały do bezwyznaniowych szkół rządowych, a
tylko nieliczne do szkoły katolickiej przy parafii Niepokalanego
Poczęcia. W szkołach publicznych dzieci szybko wynaradawiały się i
odwykały od praktyk religijnych. Naukę rozpoczął o. Jan- Wilhelm w
krypcie kościoła Świętego Ducha. Po pewnym czasie zakupiono niewielki
domek w sąsiedztwie, do którego obaj ojcowie przenieśli się,
poprawiając nieco swoje warunki mieszkaniowe. Dołączył także do nich
brat zakonny Józef Holzappel,
który zajął się prowadzeniem kuchni i spełniał niezbędne posługi w
kościele, domu, szkole i w zakrystii. Wobec dynamicznego
rozwoju szkoły parafialnej, dalsza nauka w krypcie kościelnej stawała
się niemożliwa. Należało pomyśleć o budowie obszernego i wygodnego
budynku szkolnego, a także o zatrudnieniu nauczycieli. W szkole,
liczącej już ok. 150 uczniów podjęli pracę nauczyciele: Karolina
Czernigniewiczówna i Cecylia Krausówna oraz Czesław Kamieński. Budową
nowego budynku szkoły zajął się architekt i budowniczy z St. Boniface,
p. Caron- ten sam, który kierował budową kościoła Świętego Ducha
.
Prace zakończono w roku 1902. W nowej szkole oprócz sal przeznaczonych
do celów dydaktycznych, miejsce swe znalazło Bractwo Świętego Ducha. W
obszernej sali parafialnej organizowano różne uroczystości,
przedstawienia teatralne i zabawy. W roku 1903 o. Jan Wilhelm
„uprosił” do pracy w szkole pięć sióstr benedyktynek z Duluth...
Gdy do braci Kulawych w lutym 1901 roku dołączył o. Karol Greczel,
zabrakło miejsca w ciasnym domku przy Selkirk Avenue. Także siostry
benedyktynki zdecydowały się na stałe podjęcie posługi w szkole
parafialnej. Powstała więc konieczność
rozpoczęcia kolejnej budowy obszernej plebanii dla całej rozrastającej
się grupy oblackiej. Siostry po przybyciu do Winnipeg miały zostać
umieszczone w starej plebanii. O. Jan Wilhelm przy pomocy polskiego
budowniczego, p. Jurkowskiego, wybudował w 1903 roku piękny klasztor,
do którego w czerwcu roku następnego przeprowadzili się Ojcowie.
W tym
czasie o. Wojciech prowadził duszpasterstwo misyjne wśród polskich
kolonii na terytoriach zachodnich; o. Greczel pracował zaś na wschód
od Winnipeg. Parafią i duszpasterstwem w mieści zajmował się o. Jan.
Wydoskonalony w „zawodzie” budowlanym sukcesywnie upiększał wnętrze
kościoła Świętego Ducha. Ze składek sprawił nowy ołtarz, którego
wykonania podjął się Jan Nowacki. Tenże sam artysta wykonał stacje
Drogi Krzyżowej, ufundowane przez rodzinę Tiers. Ze składek
kongregacji Panien o. Jan- Wilhelm zakupił chorągiew i monstrancję
oraz „apelował do ofiarności parafian celem sprawienia dzwonów”. Już
niebawem kościół Świętego Ducha był jedyną świątynią w mieście,
posiadającą 3 okazałe dzwony.
Polscy oblaci pomimo sukcesów, doznawali także wielu trudności,
zarówno ze strony władz municypalnych, jak i lokalnych wspólnot
chrześcijańskich. Jako, że okolica Selkirk Ave, w której położona była
parafia Świętego Ducha, była w większości zamieszkana przez ludność
protestancką, zdarzały się przypadki agresji wobec ludności
katolickiej. Zaczepiano dzieci, obrzucano obelgami duchownych,
przeszkadzano w pracach budowlanych.. Gdy po raz pierwszy zabrzmiały
dzwony, zaczęły wśród mieszkańców sąsiednich ulic krążyć listy, na
które wpisywali się ci, którzy pragnęli, aby władze miejskie zakazały
oblatom dzwonienia. Ruch ten zainicjował pastor położonego w pobliżu
kościoła anglikańskiego, jednak działania jego spełzły na niczym.
Pojawiły się także rozdźwięki wewnątrz wspólnoty parafialnej. Grupa
wiernych o radykalnych poglądach wystąpiła z kościoła katolickiego,
ustanawiając sobie własne zbory i sprowadzając do nich duchownych.
Choć obaj bracia Kulawi z natury cieszyli się dobrym zdrowiem i silną
kondycją fizyczną, ale ciągła praca w bardzo trudnych warunkach
poważnie nadwerężyła ich siły. Pierwszy zaniemógł o. Wojciech, który
rok wcześniej niż brat przybył do Zachodniej Kanady. Już 5 listopada
1901 roku o. Jan Wilhelm napisał do o. generała Kasjana Augier: „Mój
brat Wojciech jest wycieńczony, nerwowo wyczerpany i załamany, i
ostatkiem sił usiłuje wypełniać swoje obowiązki ale wszystko, zdaje
się, na próżno.[...] Lekarze od dawna zalecali mu odpoczynek i
całkowita zmianę środowiska.” Trzy lata później, w roku 1904
zachorował o. Jan Wilhelm. 21 listopada tego roku wyjechał do Europy
na kurację i odpoczynek – do Kanady nigdy już nie wrócił, otrzymał
bowiem - za sprawą czołowego misjonarza niemieckiego- o. Maksymiliana
Kassiepego- skierowanie do pracy w prowincji niemieckiej. Około pół
roku wcześniej, w czerwcu 1904 roku polscy oblaci w Kanadzie
rozpoczęli wydawanie tygodnika o profilu narodowo- katolickim „Głos
Kanadyjski”. Z powodu braku poparcia w następnym roku pismo upadło.
Idea odżyła w roku 1908 w postaci „Gazety Katolickiej w Kanadzie”,
która zdołała się utrzymać na rynku.
Po
wyjeździe brata kierownictwo parafii Świętego Ducha objął o. Wojciech,
jednak na stanowisku tym wytrwał tylko rok. Skrajnie wyczerpany
nerwowo popadł w konflikt z prowincjałem Manitoby i ustąpił ze
stanowiska, a jego miejsce zajął o. Karol Greczel.
W roku 1906 o. Wojciech Kulawy wystąpił ze Zgromadzenia Oblatów
Maryi Niepokalanej i przeszedł do kleru świeckiego. Podjął pracę na
terenie diecezji filadelfijskiej na placówkach w Clifton Heights
(1912- 1913) i w Conshohocken (1913-1920). W latach 1920-1921 leczył
się w Langford. Przez pewien czas chorował jeszcze w Stanach
Zjednoczonych, po czym, za zgodą władz diecezji filadelfijskiej,
powrócił do Polski.
Trzeci z braci Kulawych, o. Paweł, ukończył w roku 1902 studia w
Hűnfeld. Biskup Legal, następca zmarłego 3 czerwca 1902 roku biskupa
Grandina dowiedział się o tym i poprosił, by przysłano go do jego
diecezji. O. Paweł Kulawy stał się pierwszym polskim oblatem, który
osiedlił się w prowincji Alberta. Zapisał się w pamięci ludzkiej jako
wielki apostoł swoich rodaków w ciągi 18 lat, które spędził na ziemi
kanadyjskiej, aż do swego wyjazdu w 1921 roku.
Do Winnipeg przybył na początku października 1903 roku i na krótki
czas zatrzymał się u swoich starszych braci. Stamtąd napisał list do
Generała Oblatów, o. Kasjana Augier z prośbą o zmianę obediencji i
skierowanie do pracy misyjnej w prowincji Manitoba. O. Paweł prośbę
swoją uzasadniał tym, iż w okolicy znajduje się bardzo wielu Rusinów
obrządku rzymsko- katolickiego, pilnie potrzebujących opieki
duszpasterskiej, podczas gdy w Albercie żyją Rusini obrządku
wschodniego, którzy mają już swoich duszpasterzy.
Władze zwierzchnie zakonu nie przychyliły się jednak do wniosku o.
Pawła Kulawego, który wobec takiego obrotu sprawy posłusznie udał się
na swoje miejsce pracy.
Początkowo przebywał w Lethbridge, małym górniczym miasteczku na
południu diecezji. W roku 1904 założył placówkę w Calgary, skąd
wyjeżdżał w różnych kierunkach, odwiedzając skupiska Polaków. Mówiąc o
nim na kapitule generalnej bp Legal stwierdził: „Potrzebujemy dwóch
ojców polskich tak, by jeden pracował na północy, drugi w centrum, a
trzeci na południu Wikariatu. Obecnie o. Kulawy musi wędrować z
północy na południe by odwiedzać swych rozproszonych rodaków”
.
W tym czasie o. Paweł zbudował kościół w Coleman, przy linii kolejowej
prowadzącej do Lethbridge, na południowym zachodzie Alberty. Często
odwiedzał także powstające w ostatnim czasie ośrodki polskie pomiędzy
Calgary, Edmonton, Rabbit Hills /wcześniej znane jako Glide Hurst/,
Camrose, Round Hill, Kopernick.
Osada Rabbit Hills była jedną z pierwszych misji, które o. Paweł
odwiedzał po przyjeździe do Kanady. Założył ją jego brat, o. Wojciech
Kulawy w 1898 roku. Wybrał to miejsce ze względu na bardzo urodzajną
ziemię. W roku 1903 wystawiono tu skromną kapliczkę, którą ukończono
po przybyciu o. Pawła. Co miesiąc odprawiano tutaj nabożeństwo.
Kaplicę poświęcono 2 czerwca 1904 roku, w uroczystość Bożego Ciała.
Uchwalono także, iż wierni obu obrządków obecnych w Rabbit Hills,
łacińskiego i wschodniego, będą to święto obchodzić wspólnie- tak, jak
czasami praktykowało się to w Małopolsce.
W wigilię święta przybył bp Legal i zamieszkał u o. Dydyka,
bazylianina obrządku grecko- katolickiego, ponieważ o. Kulawy nie miał
jeszcze probostwa.
Mimo obfitego deszczu ks. biskup dokonał wszystkich obrzędów
poświęcenia kapliczki. O. Kulawy odprawił uroczystą sumę, po której w
przemówieniu zwracając się do biskupa, podkreślił wzajemną życzliwość
wiernych obu obrządków w Rabbit Hills.
Ponieważ gros polskich emigrantów w Kanadzie zamieszkiwało tę właśnie
okolicę, wiosną 1906 roku o. Kulawy opuścił Calgary i przeniósł się do
Round Hill. Jednak już w styczniu 1904 roku o. Paweł Kulawy zaczął
odwiedzać Polaków osiadłych nad jeziorem Demay. Wraz z nimi mieszkali
tu przybysze z Austrii. Dwa lata później emigranci z Polski zbudowali
probostwo, wkrótce także stajnię mogącą pomieścić 8 koni. Kolejny rok
zajęła budowa kościoła nad brzegiem jeziora. Niebawem parafianie
ufundowali także dzwon. Kościół został poświęcony 7 lipca 1907 roku.
Lokalny dziennik „Camrose Mail” tak opisywał to wydarzenie: ”W ubiegłą
niedzielę z wszelką możliwą wystawnością, z wielkim entuzjazmem i
pobożnością odbyło się uroczyste poświęcenie katolickiego kościoła w
Demay, którego dokonał bp Legal z St Albert w asyście o. Grandin,
wikariusza oblatów i bratanka śp. bpa Grandin. Uroczystość rozpoczęła
się o godz. 11- ej. Wnętrze kościoła wystrojone gustownie, a ściany
zewnętrzne przystrojone licznymi chorągwiami i sztandarami. [...] 45
osób przyjęło przy tej okazji sakrament bierzmowania, co świadczy o
rzetelnej pracy o. Kulawego. [...] 18 sierpnia tegoż roku bp Pascal,
wikariusz apostolski z Saskatchewan, wizytujący St Albert w czasie
nieobecności bpa Legal, przybył również do Demay ze swym wikariuszem
generalnym ks. Leduc, by dokonać poświęcenia dzwonu. Misja ta, mimo
ubóstwa osadników, rozwinęła się w sposób godny podziwu”.
Rezydując w Round Hill o. Paweł oprócz wyczerpującej pracy
duszpasterskiej- z konieczności- musiał także zajmować się
prowadzeniem własnej niewielkiej farmy, ponieważ ubogich parafian nie
było stać na utrzymanie duchownego. Razu pewnego wierni zauważyli o.
Pawła Kulawego wynoszącego gnój ze stajni. Zdziwienie ich było tak
wielkie, że w pierwszej chwili nie poznali go, w katolickiej Polsce
nigdy bowiem czegoś podobnego nie widzieli.
Jedną z największych trudności pracy misyjnej w Kanadzie, był fatalny
stan dróg, które w warunkach zimowych były praktycznie zupełnie
nieprzejezdne. Z Round Hill do kolonii Kopernick było ok. 40 km. Mimo
to o. Paweł nigdy nie opuścił nabożeństwa, chociaż czasami temperatury
spadały poniżej –50 stopni Celsjusza. Pewnej soboty wybrał się z Round
Hill do Kopernick podczas silnej zawiei śnieżnej. Po kilkugodzinnej
podróży przy bardzo ograniczonej widoczności okazało się, że konie
zabłądziły, powracając do punktu wyjścia. O. Kulawy ponownie wyruszył
w drogę i w dwie godziny po północy przybył wreszcie do Kopernick. Nie
chciał bowiem zawieść ludzi na niego czekających. Mimo, iż tylko
nieliczni parafianie mogli przybyć, misjonarz odprawił całą liturgię
niedzielną, na ten dzień przypadającą. Innym razem podczas zimowej
podróży, spragnione konie domagały się wody. Znalazły ją w
zamarzniętych moczarach, w których jednak zaczęły tonąć. Aby ratować
zwierzęta o. Kulawy musiał wejść w lodowate grzęzawisko. Potem w
przymarzającym do ciała ubraniu musiał szukać
ratunku w przygodnej farmie.
W wiele lat później, już w Polsce, wspominając swoje misjonarskie
przygody, o. Paweł Kulawy stwierdził, iż żadnemu z podlegających mu
ojców nie pozwoliłby prowadzić życia tak biednego, w tak trudnych
warunkach, jakie jemu samemu przypadły w udziale.
W prowadzonej przez siebie pracy duszpasterskiej o. Paweł, podobnie
jak jego bracia, wielką wagę przywiązywał do katolickiego wychowania
dzieci. Zaraz po swym przybyciu na misję w II niedzielę po Wielkanocy
1906 roku pierwsze ogłoszenie parafialne poświęcił katechezie: ”Proszę
usilnie, abyście posyłali swe dzieci na naukę katechizmu. Ci, którzy
to zaniedbają, nie zostaną dopuszczeni do sakramentów świętych....”
Dzieciom niezbędna była także szkoła. Stawiając czoła kolejnemu
wyzwaniu, o. Paweł wybudował w Round Hill szkołę i zorganizował
w niej pracę oświatową, tworząc tzw. dystrykt szkolny nazwany jego
imieniem- Kulawy School District.
Obsługując placówkę misyjną w Kopernick, utworzył nowy okręg szkolny-
Polska School District
,
gdzie zatrudnił przybyłą z kraju nauczycielkę, Wiktorię Wachowicz, sam
zaś realizował program katechetyczny. O. Paweł zamierzał sprowadzić do
szkoły siostry zakonne i oddać im swą plebanię, jednak tego pomysłu
nie udało mu się zrealizować. Latem udzielał dzieciom stałej nauki
katechizmu. Zajęcia prowadził na plebanii, czasami zatrzymując małych
słuchaczy kilka dni u siebie. Prócz tego uczył ich śpiewu. Mimo
niedostatku, który cierpiał, o. Kulawy był bardzo gościnny, duchowni
pracujący w okolicy chętnie go odwiedzali. Częstymi gośćmi bywali
ojcowie z pobliskiego Hobbema czy z Edmonton, np. o. Grandin. U
polskiego misjonarza lubił przebywać także ukraiński biskup Nikefor
Budka...Znana była w okolicy życzliwość o. Pawła dla najbiedniejszych.
Z myślą o nich urządzał w Calgary zbiórki odzieży, którą później
rozdawał. Gdy ktoś miał trudności z otrzymaniem rządowego przydziału
ziemi, sam udawał się do adwokatów i pomyślnie załatwiał nadania. O.
Paweł starał się szerzyć nabożeństwo do Matki Boskiej. W tym celu
założył Bractwo Różańcowe, a pierwszą niedzielę października obchodził
szczególnie uroczyście, spraszając najlepszych kaznodziejów. Popierał
także o. Kulawy nabożeństwo do Serca Pana Jezusa, podtrzymując
praktykowanie pierwszych piątków miesiąca. Bardzo uroczyście urządzał
obchody święta Bożego Ciała, na które sprowadzał zawsze kilku
kapłanów, a często samego biskupa Legal.
W roku 1915 o. Paweł Kulawy przeniósł się do Edmonton. Było to
podyktowane względami duszpasterskimi. W tym okresie bowiem Polacy
zaczęli opuszczać okolice Round Hill i przenosić się do tego miasta, w
którym stworzyli silną kolonię. Posiadali tutaj od 1913 roku kościół
pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej. W cztery lata później do o.
Pawła dołączył o. Antoni Sylla, który od momentu swego przybycia na
ziemię kanadyjską w roku 1909 pracował w Banff, koło Cranmore. O.
Sylla towarzyszył o. Kulawemu w ciągu czterech lat, do roku 1921. Był
to okres najbujniejszego rozkwitu polskich misji w Kanadzie.
Dokonywano reorganizacji sieci placówek, wprowadzano niezbędne
korekty, koordynowano działania. Osadnicy byli już zamożniejsi,
wieloletnia ciężka praca i wyrzeczenia zaczynały przynosić owoce.
Można było budować nowe kościoły, zastępować nimi prowizoryczne
kaplice. Każdy z ojców obsługiwał szereg misji. O. Sylla każdego
miesiąca odwiedzał Round Hill, Skaro, Wodstock. Co dwa miesiące
wizytował Opal, Waugh i Krakow. O. Kulawy dojeżdżał do Rabbit Hills,
Kopernick, Mundare, Chipma, Palin Lake i Pegis.
Po Zielonych Świątkach 1921 roku /wypadały one wtedy 18 maja/ o.
Paweł wyjechał na dłuższy urlop do Polski. Kilka dni spędził w swoich
rodzinnych stronach na Śląsku. 29 września tego roku został włączony
do Prowincji Polskiej i skierowany na placówkę misyjną w Krotoszynie,
gdzie wespół z o. Pawołkiem utworzył pierwszy w kraju zespół
misjonarski oblatów, na stałe głoszący rekolekcje ludowe. Sprawa
obediencji o. Pawła do Polski długo toczyła się pomiędzy urzędem
generała zakonu w Rzymie a biskupem Legal, żądającym bezwzględnego
powrotu o. Kulawego do Alberty. Generał wahał się: raz nakazywał
misjonarzowi pozostanie w Polsce, raz wzywał do bezzwłocznego powrotu
do Kanady. Ojcowie polscy domagali się pozostawienia o. Pawła w kraju.
Ostatecznie sam zainteresowany, wiedziony poczuciem obowiązku i chęcią
kontynuowania rozpoczętego dzieła, postanowił wracać do Alberty. W
sprawie tej wystosował list do swego najwyższego przełożonego
zakonnego, którego treść przytaczam w całości:
„Wasza Miłość! Minęło już 6 miesięcy od czasu mego przyjazdu z Kanady
do Polski. Szczerze chciałem i pragnąłem powrócić do kraju w którym
przez 18 lat przebywałem. O. Kassiepe napisał mi, że mam pozostać w
Polsce i zająć się pracą misjonarską. Mój brat Wilhelm (= Jan W.
Kulawy) otrzymał również od Waszej Miłości telegram, powiadamiający
go, by mnie tu zatrzymał. W tym czasie starałem się jak mogłem
najlepiej wykonać życzenia Ojca. Niestety muszę powiedzieć, że bardzo
obawiam się o pomyślny wynik mojej pracy tutaj.
Proszę pozwolić, że to wytłumaczę. Ojciec rozumie, że po tak długim
pobycie w Kanadzie niełatwo przychodzi mi wżycie się w stosunki
europejskie. Bardzo trudno przychodzi mi przyzwyczajenie się do tego
nowego stylu życia i obawiam się, że jeśli pozostanę tu dłużej, to
przypłacę to zdrowiem. Poza tym dałem słowo o. Grandin, który dziwi
się moim długim wakacjom. Powiadomił mnie, że byłby już czas powracać.
Zgadzam się z nim całkowicie, gdy powiada, że moje placówki w Kanadzie
wiele ucierpią, tym bardziej, że nie ma nikogo na moje miejsce. [...]
Teraz przechodzę do innej sprawy. Jeżeli mój brat Wilhelm już tu jest,
to doszedłem do wniosku, że moja obecność w Polsce może być tylko
przeszkodą w jego działalności. Prowincja w początkowym stadium
rozwojowym jest za mała, by można było uniknąć niesnasek, a będzie to
nie do uniknięcia, gdy dwóch braci będzie razem. Już dawniej nieraz
doświadczyłem tego i naprawdę obawiam się, że teraz może być o wiele
gorzej. Ja oczywiście będę popierał mojego brata a skutek będzie taki:
jemu to będzie przeszkadzało w pracy, ja sam zaś stanę się podejrzanym
i zwalczanym przez innych. Dla naszego wspólnego dobra będzie lepiej,
jeżeli obaj razem nie pozostaniemy tutaj. Sprawa pogarsza się jeszcze
przez to, że mój najstarszy brat (= Wojciech Kulawy) osiedlił się
niedaleko stąd. [...] To wszystko wpłynie na to, że moje życie stanie
się trudne do zniesienia. Dla tych powodów bardzo pokornie proszę i
błagam Ojca by z łaski swej zezwolił mi na powrót do Kanady.”
Przełożeni jednak swej decyzji nie zmienili i o. Paweł Kulawy już na
zawsze pozostał w Polsce.
Po powrocie do kraju starszy z braci o. Jan Wilhelm, który 21
listopada 1904 roku opuścił Kanadę i zatrzymał się w klasztorze
Świętego Mikołaja w Kapellen koło Neuss. W tym czasie oblaci niemieccy
napotykali na duże trudności w pracy pośród Polaków, a to z powodu
nieznajomości języka. Pilnie potrzebowali więc doświadczonego
polskiego misjonarza, który byłby w stanie poprowadzić działalność
duszpasterską wśród swoich rodaków. Przybycie o. Jana Wilhelma
było dla nich bardzo korzystnym zrządzenie losu. Szybko otrzymał on od
o. Generała obediencję do prowincji niemieckiej, a następnie do
klasztoru Świętego Mikołaja, będącego dopiero w stanie organizacji, z
poleceniem otoczenia opieką duszpasterską emigrantów polskich na
terenie Nadrenii i Westfalii. W kronice domowej w Kapellen pod datą 1
października 1905 podano: ”Ojciec Jan Kulawy od 5 września 1905 roku
odprawia również w intencji domu i dlatego wydaje się, że już od
września mieszkał w pałacu...”
Trzeba tutaj dodać gwoli wyjaśnienia, iż budynek klasztorny w
Kapellen nie był własnością oblatów. Jego właścicielem był Fűrst Franz
Joseph zu Salm- Reifferscheidt u. Dyck. Posiadłość Dyck leży w pobliżu
Kapellen, i to właśnie w tamtejszym pałacu zamieszkał o. Kulawy, który
przybył do nowopowstającego domu w Kapellen przed ojcami niemieckimi.
W późniejszych czasach o. Jan Wilhelm był częstym gościem w pałacu i
udzielał nauki religii dzieciom księcia. Fűrst Franz Joseph zmarł 13
kwietnia 1958 roku i został pochowany w rodzinnym grobowcu w
klasztorze Świętego Mikołaja.
W październiku 1905 roku przybył do Kapellen o. Paweł Czakaj, który
wcześniej ukończył scholastykat w Hűnfeld. Wraz z o. Janem Wilhelmem
rozpoczął pracę wśród Polaków.
O. Kulawy i o. Czakaj w lutym 1906 roku otrzymali obediencję do Arnhem
w Holandii. Powodem tego przesiedlenia były trudności , które czyniły
o. Janowi Wilhelmowi władze państwowe. Jako obywatel kanadyjski
/wyjeżdżając do Kanady o. Kulawy zrzekł się obywatelstwa
niemieckiego/, a przede wszystkim jako Polak nie mógł uzyskać
zezwolenia na stały pobyt w Niemczech. Wydawało się więc, że będzie
lepiej, gdy działalność duszpasterską będzie prowadził z terenu
sąsiedniego państwa. Jednak już 17 lipca tego samego roku, po
interwencji ks. kardynała Fischera obaj ojcowie powrócili bez
przeszkód do Kapellen.
Do prekursorów wkrótce dołączyli inni ojcowie: Jan Pawołek (1907), Jan
Nawrat (1910), Jan Wycisk (1914) i Franciszek Kosian. Początkowo
oblaci polscy pracowali razem ze współbraćmi niemieckimi, jednak po
pewnym czasie odłączyli się od nich i rozpoczęli działalność na własną
rękę. Głosili rekolekcje, misje, udzielali potrzebującym
proboszczom pomocy duszpasterskiej. Kronika klasztoru Świętego
Mikołaja podaje, iż w latach 1905 –1910 ojcowie polscy wygłosili 29
misji jedno- i dwutygodniowych, 57 oktaw,
693 razy udzielili pomocy kapłańskiej w okolicznych parafiach. Aby
wydoskonalać literacki język polski, misjonarze chętnie wyjeżdżali w
Poznańskie i Krakowskie.
O. Jan Wilhelm pracował także wśród Polonii francuskiej, w naturalny
sposób zrodziła się więc myśl o założeniu domu we Francji. Jednak
projekt ten musiał zostać na razie odłożony ad acta, ponieważ
przed ojcami zaczynały otwierać się perspektywy rozpoczęcia
działalności oblackiej w Polsce.
Współżycie z oblatami niemieckimi układało się bardzo dobrze;
wszyscy uczyli się w tych samych szkołach, łączyło ich wiele
wspólnych, pozytywnych przeżyć- Polacy i Niemcy znali się i
współpracowali ze sobą od wielu lat. Jednak w czasie I wojny
światowej, wraz z rozpoczęciem okupacji Belgii i terenów polskich
przez armię niemiecką- dobre stosunki zaczęły się psuć. Między
oblatami niemieckimi było kilku nacjonalistów, którzy nie mogli się
pogodzić z niepowodzeniami na polu walki. Atmosfera gęstniała wraz z
cofaniem się linii frontu na Zachodzie Europy. Oblaci polscy
skwapliwie zaznaczali drogi niemieckiego odwrotu chorągiewkami na
dużej mapie, co bardzo dotykało współbraci. Pewnego dnia stwierdzili
oni: Die Polen műssen raus aus dem Hause / Polacy muszą się
wynieść z domu/.
Pod koniec 1917 roku o. Prowincjał Huss doradził grupie oblatów
polskich aby „poszukali sobie miejsca na samodzielny klasztor”. Wobec
postępującej okupacji terytorium niemieckiego na lewym brzegu Renu,
gdzie znajdował się klasztor w Kapellen, grupa ojców polskich
przeniosła się na prawy brzeg rzeki, gdzie każdy szukał na własną rękę
schronienia u zaprzyjaźnionego duchowieństwa świeckiego. O. Jan
Wilhelm Kulawy, jako obywatel kanadyjski, nie mógł jednak opuścić
Kapellen. Po długich poszukiwaniach Polacy postanowili osiedlić się w
Höntrop,
gdzie wynajęli połowę gospodarstwa rolnego. Po dokonaniu koniecznych
remontów dom nadawał się na mały klasztor. W dniu 14 sierpnia 1919
roku Rada Generalna Zgromadzenia Oblatów, na wniosek prowincjała
niemieckiego, zatwierdziła założenie domu polskiego w Höntrop.
Pierwszym superiorem zamianowano o. Pawła Czakaja.
Oblaci roztoczyli szczególną opiekę nad polskimi górnikami pracującymi
w zagłębiu węglowym koło Bochum. Ci odwdzięczali się hojnymi ofiarami,
także prowincja niemiecka przekazała nowej placówce 10 000 marek.
Jednak po pewnym czasie właściciel domu w którym mieścił się klasztor
popadł w długi i zmuszony został do jego sprzedaży.
Ojcom wypowiedziano mieszkanie 30 marca 1920 roku. Z dniem 1 kwietnia
roku następnego należało opróżnić dom. W tym czasie dr Piechocki,
działacz polski w Niemczech, prosił ojców aby ci, jako Polacy udali
się na Śląsk, „pracować dla sprawy narodowej”. Wobec tego, oo. Pawołek
i Kosian udali się do Piekar Śląskich, aby w znanym sanktuarium
maryjnym podjąć pracę misyjną. Dołączył do nich o. Jan Wilhelm Kulawy
z klasztoru Świętego Mikołaja w Kapellen. Wielką troską oblatów było
zapewnienie zgromadzeniu jak najliczniejszych polskich powołań. W tym
celu starali się oni pozyskać stosowny budynek, w którym mogliby
przyjąć pierwszych juniorów. Na ziemi śląskiej okazało się to
niemożliwe, gdyż dopiero w 1922 roku wschodnia jej część powróciła do
Polski. W celu wyszukania odpowiedniego obiektu o. Kulawy kilkakrotnie
udawał się w Poznańskie i do Włocławka.
Po długich poszukiwaniach ojcowie zdecydowali się wynająć
poniemiecki alumnat w Krotoszynie od Maksymiliana Bąkowskiego,
rzeźnika. Umowę podpisano 16 kwietnia 1920 roku, nowi mieszkańcy
wprowadzili się jednak dopiero 1 lipca. Oblaci polscy pragnęli nadać
domowi czysto polski charakter i wyłączyć go spod jurysdykcji
prowincjała niemieckiego. Na ich prośbę tenże prowincjał, o.
Leyendecker, wystąpił 24 kwietnia 1920 roku do Administracji
Generalnej w Rzymie z wnioskiem o poddanie nowego domu w
Krotoszynie pod bezpośrednią jurysdykcję superiora generalnego. 6
czerwca Rada Generalna Zgromadzenia Oblatów zadecydowała o kanonicznej
erekcji pierwszego niezależnego domu oblackiego w Polsce. Superiorem
został mianowany o. Paweł Czakaj, zaś jednym z jego zastępców
/asesorem/- o. Jan Wilhelm Kulawy.
Po załatwieniu niewątpliwie ważnych kwestii formalnych nadszedł czas
na przygotowania do przyjęcia juniorów- rozpoczęcie nauki zaplanowano
na początek września. O. Kulawy przebywał w Piekarach Śląskich, gdzie
wraz z innymi oblatami zakupili i wyekspediowali koleją do Krotoszyna
transport mebli. Grupę przyszłych juniorów- Ślązaków do granicy
oddzielającej podówczas ziemie śląskie od Poznańskiego pilotował
osobiście także o. Jan Wilhelm. Wśród chłopców tych znajdował się
przyszły oblacki błogosławiony, Jan Cebula, którego droga na ołtarze
wiodła przez piekło hitlerowskiego obozu zagłady w Mauthausen...
Na pierwszy rok szkolny, który rozpoczął się w dniu 15 września 1920
roku, zgłoszonych było 29 uczniów. 2 stycznia roku następnego do
szczupłego grona wykładowców dołączył o. Jan Wilhelm, który nauczał
języka greckiego.
W pierwszym roku swego istnienia wspólnota oblacka w Krotoszynie
liczyła 5 ojców / w tym o. Kulawy, który otrzymał obediencję jako
„misjonarz- profesor”/,
3 braci, 29 juniorów i 5 braci- postulantów.
Gdy latem 1921 roku został otwarty nowicjat w Markowicach i tam
przeniosła się część ojców z Krotoszyna, o. Jan Wilhelm został
tymczasowo mianowany superiorem domu krotoszyńskiego. Nowy rok szkolny
1921/ 22 rozpoczęła tu duża grupa 46 juniorów. Przewidując taką
sytuację, o. Kulawy już w styczniu zwrócił się do władz swej dawnej
prowincji w Manitobie o przysłanie doświadczonych ojców, zdolnych
prowadzić dzieło formacji oblackiego „narybku”. W odpowiedzi na ten
apel przybyło do Polski kilku ojców, w tym o. Paweł Kulawy, który aż
do połowy 1926 roku poświęcił się głoszeniu misji i rekolekcji,
mieszkając w nowym domu zakonnym w Krotoszynie .
Wobec rosnącej liczby powołań, dotychczasowy budynek junioratu w
Krotoszynie okazał się nazbyt ciasny. „Siedzimy tu [...] jak śledzie w
beczce, dom po sam szczyt zapełniony”, skarżył się superior 28
września 1921 roku w liście do jednego z ojców.
Wobec braku możliwości rozbudowy placówki, szukano nowego obiektu na
pomieszczenie zwiększającej się wciąż liczby młodzieży. Dnia 19
grudnia 1921 roku Rada Generalna w Rzymie zatwierdziła plany założenia
nowego junioratu w Lublińcu/ mającego charakter niższego seminarium
duchownego/, w dawnym niemieckim zakładzie dla sierot, który udało się
nabyć oblatom za sumę 350 000 marek niemieckich. 14 marca 1922
roku o. Jan Wilhelm Kulawy przeprowadził do Lublińca grupę
juniorów pochodzących ze Śląska. Uchwałą rady prowincjalnej,
obradującej w dniach 6-8 czerwca tegoż roku, dom krotoszyński
miał być opuszczony. Ostatni ojcowie i bracia przenieśli się do
wspólnoty oblackiej w Krobi 14 września 1922.
Pozostając
przełożonym domu w Krotoszynie, o. Jan Wilhelm odegrał ważną rolę w
pozyskaniu dla Zgromadzenia pokarmelitańskiego klasztoru w
Markowicach. Prowadził w tej sprawie rozmowy z ks. kard. Dalborem z
Poznania i z ks. bpem Laubitzem z Gniezna, pod którego jurysdykcją
duchowną znajdowała się ta miejscowość. On także uczestniczył w
podpisywaniu umowy o przekazaniu zabudowań klasztornych na oblacki
nowicjat w święto Matki Boskiej Szkaplerznej, 16 lipca 1921 roku.
We
wrześniu 1922 roku 115 juniorów rozpoczęło rok szkolny w Lublińcu. W
latach 1922-1925 wspólnocie tej przewodził o. Jan- Wilhelm, mając do
pomocy kilku doświadczonych ojców, którzy prowadzili wykłady kursowe,
a jednocześnie sami pogłębiali swą wiedzę teologiczną. W roku 1925 o.
Kulawy został odwołany do pracy misyjnej.
Przeniósł się do nowego domu w Krobi, zaś 1 lipca 1927 roku otrzymał
obediencję do Poznania.
W roku 1924 wyjechał do Kanady na obchody 25 rocznicy
założenia parafii Świętego Ducha w Winnipeg. Tam też, a także w innych
miejscowościach Kanady i USA głosił misje parafialne dla Polaków.
Jednym z głównych celów tych wyjazdów było pozyskanie funduszy na
utrzymanie i rozwój junioratu w Lublińcu.
W roku 1929 o. Jan Wilhelm wygłaszał misje w północnej Francji.
Polonię francuską odwiedzał także w roku 1934 i 1937.
Poddanie domu w Krotoszynie pod bezpośrednią jurysdykcję władz
zakonnych w Rzymie było rozwiązaniem tymczasowym. Wobec utworzenia
nowicjatu w Markowicach i bedących w bardzo zaawansowanym stadium prac
nad otwarciem junioratu w Lublińcu, konieczne stało się prawne
uregulowanie statusu wspólnot oblackich w Rzeczypospolitej. Rada
Generalna Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej,
działając zgodnie z reskryptem Świętej Kongregacji Zakonników,
zadecydowała o utworzeniu z domów w Krotoszynie i Markowicach
polskiego Wikariatu Prowincjonalnego /wiceprowincji polskiej/.
Stosowny dokument, podpisany przez ks. arcybiskupa Dontewille`a,
superiora generalnego OO. Oblatów 22 lutego 1922 roku podniósł
o. Jana Wilhelma Kulawego do godności pierwszego radnego zwyczajnego i
admonitora.
Wobec dynamicznego rozwoju Wikariatu Polski, Stolica Apostolska
27 maja 1925 roku zezwoliła na utworzenie regularnej prowincji. W jej
władzach zasiadał o. Jan Wilhelm jako pierwszy konsultor i admonitor.
Rada wikariatu polskiego, która po raz pierwszy zebrała się 21 marca
1922 roku postanowiła wszcząć starania o utworzenie scholastykatu
/wyższego seminarium duchownego- A.S./. Uznano bowiem za konieczne,
aby bracia kończący okres próby nowicjackiej, kształcili się dalej na
terenie kraju. Mniej więcej w tym samym czasie delegacja miasta Krobi
ofiarowała oblatom poniemiecki majątek w Chumiętkach, znajdujący się
na przedmieściu. Misjonarze przejęli go 14 września, tego dnia bowiem
o. Paweł Kulawy, dotychczas przebywający domu krotoszyńskim, przybył
do Krobi wraz z o. Janem Pawołkiem, tworząc faktycznie nową placówkę
Zgromadzenia. Na czas niezbędnego remontu ojcowie zamieszkali w pałacu
letnim kard. Dalbora, także położonym w Krobi. Poświęcenie
scholastykatu nastąpiło 26 lipca 1923 roku, a dokonał go superior
generalny oblatów, abp Dontewill, goszczący podówczas w Polsce.
Pierwszą Mszę Świętą w nowym domu odprawił o. Paweł Kulawy dnia
12 sierpnia. Razem z o. Pawołkiem oprócz prowadzenia działalności
pedagogicznej i wychowawczej oddawali się oni pracy duszpasterskiej,
wygłaszając do roku 1926 blisko 100 misji i rekolekcji parafialnych.
W lipcu
1924 roku oblaci zakupili dom w Szamotułach, do którego pragnęli
przenieść cały juniorat lub chociaż kilka klas, bowiem dom lubliniecki
nie mógł pomieścić młodych kandydatów do Zgromadzenia. Gmach ten
chciały także nabyć Siostry Franciszkanki Rodziny Marii, zamierzały
bowiem urządzić w nim ochronkę dla ponad 200 dzieci. Znalazły poparcie
u arcybiskupa poznańskiego kard. Dalbora, który w zamian zaofiarował
ojcom klasztor pocysterski w Obrze koło Wolsztyna. Rada Generalna
Zgromadzenia Oblatów zalecił władzom wikariatu polskiego przyjęcie
propozycji księcia Kościoła i w lipcu 1925 ojcowie misjonarze
odstąpili Jego Eminencji dom w Szamotułach, otrzymując klasztor w
Obrze wraz z parafią i 200 000 złotych polskich.
W
dniu 19 sierpnia 1926 roku o. prowincjał Franciszek Kowalski przejął
oficjalnie w posiadanie w imieniu Prowincji Polskiej OO. Oblatów
klasztor obrzański. W tym dniu przybyli do nowego domu bracia z
Markowic. Pierwszym superiorem został mianowany już 9 października
1925 roku o. Paweł Kulawy, który zajmował się także nauczaniem
scholastyków.
Urząd swój objął w pierwszej połowie roku następnego. Pełnił ponadto
funkcję proboszcza parafii w Obrze. Z okazji tej jego obediencji w
księdze protokołów Rady Prowincjalnej zapisano: ”Przez kilka lat
pracował gorliwie jako misjonarz, a w ostatnim roku przyczynił się
wielce do podniesienia junioratu gorliwą pracą jako przeor. [...]
Odpowiedzialne stanowisko jakie obecnie obejmuje, wymagać będzie wiele
poświęcenia i roztropności.”
9 maja 1927 roku o. Paweł Kulawy obchodził w obrzańskim
klasztorze srebrny jubileusz kapłaństwa. W uroczystej koncelebrze
udział wzięli jego bracia Jan- Wilhelm i Wojciech, którzy sami
obchodzili 25 lecie święceń kapłańskich trzy lata wcześniej w
Lublińcu. Gdy przemawiający w imieniu duchowieństwa ks. dziekan
Zakrzewski z Wolsztyna
i ks. proboszcz Nowak z Kopanicy „podnieśli z ujmującą delikatnością
doniosłość Górnego Śląska, ojczyzny o. Jubilata dla Polski”, tenże
zaznaczył, że „jeśli Śląsk po długoletniej niewoli wrócił do macierzy,
zawdzięcza to nie na ostatnim miejscu Wielkopolanom.”
O. Paweł Kulawy wykonywał obowiązki przełożonego wspólnoty
scholastykatu przez ponad 3 lata. W lipcu 1929 roku został
mianowany superiorem i proboszczem w Kodniu. Placówkę tę objął 29
sierpnia tegoż roku.
Objęcie sanktuarium Matki Boskiej w Kodniu zaproponował oblatom ks.
biskup Przeździecki z Siedlec w czasie wielkiego postu 1927 roku, gdy
w diecezji podlaskiej misje ludowe głosili oo. Jan Wilhelm Kulawy i o.
Baderski. Do rozmów z nim władze prowincji wydelegowały o. Jana
Wilhelma. Rada Prowincjalna i Rada Generalna OO. Oblatów bardzo
chętnie zgodziły się na propozycję biskupa podlaskiego, ponieważ
sanktuarium w Kodniu stanowić mogło dla młodej prowincji
polskiej doskonałe „okno na wschód”. Po osobistej inspekcji, która
odbyła się w dniu 14 lutego o. prowincjał Kowalski podpisał 25 maja
1927 roku umowę o przejęciu Kodnia od diecezji podlaskiej.
Pierwszym superiorem nowej placówki i proboszczem parafii kodeńskiej
został mianowany świeżo przybyły z Kanady o. Leonard Nandzik. Jednak
po dwóch latach owocnej pracy „padł ofiarą oszczerczych intryg pewnych
doradców biskupa, który zażądał jego usunięcia”.
Nowym superiorem został we wrześniu 1929 roku o. Paweł Kulawy.
Pierwszą jego troską było uporządkowanie otoczenia kościoła, które
przedstawiało przygnębiający widok. Tuż za murem sanktuarium
znajdowały się nędzne zabudowania gospodarcze; stodoły i chlewik. O.
Paweł planował wyszukanie odpowiedniejszego dla tego typu budowli. W
kwietniu 1930 roku nabył więc na własną rękę / urząd prowincjała na
prośby i monity nie reagował, a w każdej chwili mógł znaleźć się
konkurencyjny kupiec/ działkę należącą do Żyda Górewicza i na tym
miejscu wybudował solidny jednopiętrowy budynek gospodarczy w którym
pomieszczono żywy inwentarz, spichlerz i trzy lokale mieszkalne oraz
tymczasową salkę parafialną. Rozpoczął również porządkowanie kalwarii
kodeńskiej, lecz dzieła tego do końca doprowadzić już nie zdołał. W
roku 1931 nastąpiła zmiana prowincjała, a do Kodnia otrzymał
skierowanie o. Jan Wilhelm Kulawy. 28 lipca 1932 roku obaj bracia
Kulawi kandydowali na stanowisko delegata na kapitułę generalną,
jednak bez powodzenia. O. Jan Wilhelm otrzymał w I turze głosowania 5
głosów, w II i III turze po 6, natomiast o. Paweł odpowiedni 1-0-0
głosów.
W roku 1932 skończyła się kadencja o. Pawła Kulawego jako
przełożonego w Kodniu- przedłużenia superioratu nie uzyskał.
W styczniu 1933 roku administracja prowincji polskiej oblatów na
polecenie Episkopatu przyjęła prowadzenie domu dla księży demerytów
w Lubieszowie, w diecezji pińskiej. Na tą arcytrudną placówkę wysłano
o. Jana- Wilhelma Kulawego /jako dyrektora rezydencji/, jego brata o.
Pawła oraz dwóch braci. O. Franciszek Kowalski, który został
superiorem i proboszczem w Kodniu tak skomentował nową obediencję
Kulawych: „Mimo wszystko ojcowie poszli do Lubieszowa, do pracy, która
w żaden sposób nie odpowiadała celom Zgromadzenia.”
Po przybyciu na miejsce 28 marca 1933 roku Ojcowie zajęli się
tylko duchowym kierownictwem w zakładzie i- mimo próśb biskupa
miejscowego- nie chcieli przyjąć administracji domu ani nie objęli
miejscowej parafii. Wobec znacznych problemów z utrzymaniem karności
wśród podopiecznych, w maju 1934 roku oblaci zrezygnowali z
prowadzenia placówki w Lubieszowie.
W czerwcu 1934 roku o. Paweł Kulawy został skierowany do Poznania, w
lipcu dołączył do niego brat Jan Wilhelm. Obu została wyznaczona praca
misjonarzy ludowych.
W marcu 1932 roku o. Jan Wilhelm Kulawy wraz z o. Grzesiakiem głosili
misje w Wąchocku, znanym z wielkiego opactwa, zbudowanego przez
francuskich Cystersów ok. 1166 roku. Pewnego dnia ks. prałat dr Stefan
Świetlicki, proboszcz z Wierzbnika podsunął myśl o możliwym przejęciu
przez oblatów opuszczonego pobenedyktyńskiego klasztoru na Świętym
Krzyżu.
Podobna propozycja została złożona przez tegoż samego kapłana we
wrześniu. Ks. dr Świetlicki zaprowadził misjonarzy do zabudowań
klasztornych. Przybywszy na miejsce stwierdzili oni, że miejsce to
jest bardzo odpowiednie na ośrodek oblacki w tej części Polski, gdzie
oblaci do tej pory praktycznie nie byli znani. Jednak stan obiektu był
tragiczny. U wejścia do klasztoru znajdowała się pryzma kamieni po
wieży kościelnej zburzonej w październiku 1914 roku przez wojska
austro- węgierskie. Wnętrze samego kościoła było bardzo zaniedbane,
brudne, a z kropielnicy przed świątynią krowy piły wodę.
Po odbyciu rekonesansu o. Kulawy wystosował list do o. Prowincjała z
sugestią, aby ten skorzystał z nadarzającej się okazji i przyjął
proponowaną placówkę. Także ordynariusz sandomierski, ks. bp Jasiński
zachęcał usilnie oblatów do objęcia Świętego Krzyża. Jednak decyzja o
utworzeniu kolejnego domu zakonnego w sercu Puszczy Jodłowej nie była
łatwa. Po Powstaniu Styczniowym władze rosyjskie utworzyły w części
budynków klasztornych ciężkie więzienie, w którym osadzano m.in.
polskich powstańców. Gdy po odzyskaniu niepodległości władze polskie
objęły Święty Krzyż, więzienie istniało nadal. Na stałe przebywało tu
około 800 więźniów, w większości skazanych na dożywocie. Benedyktyni
zgłaszali swoje pretensje do klasztoru, jednak z powodu braku polskich
powołań musieli zeń zrezygnować, co ostatecznie nastąpiło w 1936 roku.
W końcu 1935 roku wikariusz kapitulny sandomierski ks. prałat Antoni
Kasprzycki oficjalnie zaproponował Zgromadzeniu Ojców Oblatów Maryi
Niepokalanej objęcie placówki zakonnej w klasztorze świętokrzyskim. W
odpowiedzi Rada Prowincji Polskiej upoważniła na piśmie o. Jana-
Wilhelma Kulawego do podjęcia posługi na Świętym Krzyżu i
przygotowania stałej rezydencji.
Ponadto kuria sandomierska przekazała oblatom kwotę 3 000 złotych na
niezbędne początkowe wydatki.
Dnia 9 stycznia 1936 roku odbyła się w Poznaniu nadzwyczajna sesja
Rady Prowincjalnej w czasie której rozpatrywano naglącą sprawę objęcia
duszpasterstwa na Świętym Krzyżu. Ks. prałat Kasprzycki przedłożył
gotową i podpisaną już przez kurię sandomierską umowę, zgodnie z którą
oblaci powinni rozpocząć pracę w nowej placówce już w dniu 15
stycznia, gdyż administrujący nią do tej pory rektor kościoła
świętokrzyskiego, ks. dr Piotrowicz w tym właśnie dniu obejmował
parafię w Ptanowie. Ponieważ ostateczne rozwiązanie tej sprawy leżało
w kompetencji Administracji Generalnej Zgromadzenia Oblatów w Rzymie,
możliwe było jedynie wyznaczenie delegata, który objąłby tymczasową
administrację na Świętym Krzyżu. Funkcję tę powierzono o. Janowi
Wilhelmowi Kulawemu.
11 stycznia 1936 roku, w sobotę, o. Kulawy odebrał pisemną delegację z
rąk o. Prowincjała i nocnym pociągiem przez Katowice i Kraków wyruszył
do Sandomierza. We wtorek rano, 14 stycznia, ks. prałat Kasprzycki
wręczył mu uprawomocnienie wraz z jurysdykcją do spowiadania wiernych
i przekazał stosowne pisma do dziekana w Słupi Nowej- ks. kanonika
Rajmunda Mateuszczyka oraz do naczelnika więzienia świętokrzyskiego-
p. Butwiłowicza. W dniu 16 stycznia o. Jan Wilhelm wyruszył pieszo ze
Słupi na Święty Krzyż. Do celu dotarł punktualnie w południe, gdy
straż więzienna odegrała hejnał.
Po nawiedzeniu Relikwii Drzewa Krzyża Świętego złożył wizytę
dotychczasowemu administratorowi oraz zapoznał się z najważniejszymi
dokumentami klasztoru. Nazajutrz o. Kulawy odprawił pierwszą Mszę
Świętą na nowym miejscu- po niej udał się do zarządu więzienia, gdzie
złożył naczelnikowi list z kurii sandomierskiej w którym ks. prałat
Kasprzycki zawiadomił go o zmianie i zalecił zawarcie z o. Janem
Wilhelmem umowy na mocy której objąłby on obowiązki kapelana
więziennego. Naczelnik pragnął zawrzeć taką umowę z konkretnie
wskazanym duchownym, jednak o. Kulawy nie mógł zaręczyć, że on sam
trwale pozostanie na miejscu. Wobec tego odstąpiono chwilowo od
zawarcia kontraktu w oczekiwaniu na definitywne zamianowanie stałego
superiora świętokrzyskiego.
O. Jan-
Wilhelm Kulawy zamieszkał w klasztornej sali opackiej /zwanej też salą
Langiewicza/, ponieważ nie było innego zdatnego pokoju poza
mieszkaniem dotychczasowego rektora, ks. dra Piotrowicza, które
jeszcze nie zostało opróżnione. 19 stycznia o. Jan Wilhelm został
wprowadzony oficjalnie w obowiązki duszpasterskie na Świętym Krzyżu. W
dwa dni później dołączył do niego o. Piotr Purgoł z Poznania, niebawem
przybył także o. Jan Potoczny.
Na początku lutego 1936 roku doszło do dalszych uzgodnień z
kierownictwem więzienia. Z punktu widzenia naczelnika, na Świętym
Krzyżu nie było żadnego klasztoru, całość zabudowań należała do
zakładu karnego, który wyznaczał w nich mieszkanie dla kapelana
zatrudnianego przez więzienie.
Po konsultacjach z urzędem kurialnym diecezji sandomierskiej o.
Jan Wilhelm uzgodnił z naczelnikiem, iż ten ostatni zezwolił na
nieodpłatne sprawowanie duszpasterstwa więziennego aż do czasu
uzyskania przezeń instrukcji od władz ministerialnych w Warszawie.
W
niedzielę 10 maja 1936 roku w celu upamiętnienia pierwszego
ośmiodniowego odpustu prowadzonego przez ojców misjonarzy, pod murami
klasztoru świętokrzyskiego ustawiony został dwudziestometrowy
drewniany krzyż ufundowany przez księdza prałata dra Stefana
Świetlickiego, proboszcza parafii Wierzbnik.
W obecności licznych pątników z parafii okolicznych krzyż poświęcił o.
Jan Wilhelm Kulawy.
W
dniu 18 sierpnia 1936 roku przybył na Święty Krzyż o. Paweł Koppe,
misjonarz z Kodnia, który został mianowany superiorem nowego domu. Na
dworcu w Kielcach powitał go o. Jan Wilhelm i samochodem wypożyczonym
przez naczelnika więzienia świętokrzyskiego przywiózł do klasztoru. W
osiem dni później, 26 sierpnia odbyła się pierwsza rada domowa w
której brał udział o. Kulawy jako II asystent. Powierzono mu tego dnia
obowiązki związane z przyjmowaniem i prowadzeniem misji ludowych.
14 września odbył się na Świętym Krzyżu pierwszy wielki odpust
zorganizowany przez oblatów. Wszystkie kazania odpustowe wygłosił o.
Jan Wilhelm.
W listopadzie i grudniu o. Kulawy wraz z o. Koppe głosili misje w
Myszyńcu koło Łomży i w Szczawnicy, a w pierwszej połowie stycznia
1937 roku w Cielczy koło Jarocina.
W lutym ten sam zespół misyjny pracował w Terespolu nad Bugiem. Ojciec
Jan Wilhelm wygłaszał także kazania w trakcie wielkiego odpustu na
Świętym Krzyżu, który odbywał się w dniach 3-5 maja 1937 roku z
udziałem biskupa sandomierskiego Jana Kantego Lorka.
W tymże roku o. Kulawy został I asystentem domu
świętokrzyskiego w miejsce o. Leona Spychalskiego.
20 września o. Jan Wilhelm wyjechał z naukami misyjnymi do
Francji.
1 maja 1938 roku w klasztorze na Świętym Krzyżu odbyły się wybory
delegata na kapitułę prowincjonalną. Po pierwszym głosowaniu wybrany
został o. Jan Wilhelm Kulawy.
4 maja 1938 roku na posiedzeniu kapituły prowincjonalnej w
Poznaniu o. Jan Wilhelm ponownie ubiegał się o godność delegata
na kapitułę generalną Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej, która
odbywała się w Rzymie. Z sześciu kandydatów był drugi; w drugiej turze
o sześć głosów więcej zdobył o. Józef Cebula, przyszły
błogosławiony...
20 czerwca w klasztorze na Świętym Krzyżu odbyła się uroczystość z
okazji 40- lecia kapłaństwa o. Jana Wilhelma. Jubilat celebrował sumę,
zaś o. superior Koppe wygłosił kazanie.
O. Paweł Kulawy otrzymał obediencję na Święty Krzyż 9 sierpnia 1938
roku. Przybył z Poznania 6 września – z Kielc odebrał ich o. Koppe
więziennym samochodem, udostępnionym przez naczelnika Butwiłowicza. O.
Paweł objął w klasztorze urząd I asystenta, który sprawował wespół ze
swoim bratem Janem- Wilhelmem.
Rok 1939 przyniósł niepokój. W marcu o. Jan Wilhelm Kulawy głosił
misje w Katowicach i Świerklańcu. Począwszy od końca czerwca ustały
prace remontowe w świątyni świętokrzyskiej, nie było także zaproszeń
na misje i rekolekcje. Przeczuwano rychły początek kataklizmu.
Przed samą wojną nastąpiła zmiana na stanowisku superiora
świętokrzyskiego- na miejsce o. Koppego zamianowany został o. Jan Finc
z Lublińca.
Na Święty Krzyż przybył już po wybuchu wojny- 2 września 1939 roku.
Domy oblackie w zachodniej części Polski zostały pospiesznie
ewakuowane- ojcowie i scholastycy wyruszyli na Święty Krzyż i do
Kodnia.
Także więzienie świętokrzyskie na rozkaz z Warszawy zostało ewakuowane
w nocy z 3 na 4 września. Podczas opuszczania budynków zostało
rozstrzelanych kilkunastu szpiegów narodowości polskiej i niemieckiej
przetrzymywanych w celach. Egzekucji dokonał jeden ze strażników
więziennych o nazwisku Pokrywka.
Rankiem 4 września zlecił on pogrzebanie ciał oblatom. O. Jan Wilhelm
wybrał się więc do pobliskiej miejscowości Szklana Huta po furmanki do
transportu zwłok. Potem wraz z innymi ładował na nie trupy, które
pochowano w miejscu zwanym Bielnik.
6
września samolot niemiecki zrzucił na obiekty więzienne kilka lekkich
bomb. Zniszczeniu uległy korytarze klasztorne wiodące do kościoła i
mieszkania strażników. Płonący kościół ugasili sami oblaci.
8 września
przyjechali na Święty Krzyż Niemcy. Dopytywali się o szczegóły
egzekucji, pragnęli poznać personalia zastrzelonych, wreszcie
przeprowadzili ekshumację. O. Janowi Wilhelmowi zarzucili, iż pochował
zmarłych bez trumien i bez nabożeństwa- ten tłumaczył, że zastygłe w
różnych pozach zwłoki nie dałyby się ułożyć w trumnach, nabożeństwa
zaś nie odprawił, ponieważ nie było wiadomo, czy zabici byli
katolikami.
Początkowo Niemcy nie utrzymywali stałej załogi wojskowej na Świętym
Krzyżu, ograniczając się do nieregularnych wizyt. Ojcowie próbowali
naprawić powstałe zniszczenia i prowadzili duszpasterstwo.
1 lutego 1940 roku w liście do o. Klity przebywającego w Toronto o.
Paweł Kulawy pisał m.in.: „My tu na Świętym Krzyżu jako tako żyjemy.
Ciasno nam ale zgadzamy się z wolą Bożą, przecież inni też lepiej nie
mają. Mamy jeszcze co jeść, bo i ludziska o nas nie zapominają [...].
Przejścia nasze są istotnymi rekolekcjami. Kto się obecnie nie poprawi
i nie przyrzeka w przyszłości jedynie dbać o Boga i duszę swoją,
dla takiego ratunku nie ma...”
15 lutego do klasztoru przybyli oblaci z domu lublinieckiego, których
wysiedlono do Generalnego Gubernatorstwa ponieważ zadeklarowali
pisemnie swą narodowość polską.
W dniu
3 kwietnia 1940 roku odbyła się w klasztorze świętokrzyskim brutalna
rewizja, połączona z aresztowaniem kilku zakonników. Mogło to mieć
związek z nadanym wcześniej przez radio londyńskie komunikatem „Św.
Krzyż- jeszcze czas”, po którym aresztowani zostali franciszkanie z
konwentu przy kościele pw. Świętego Krzyża w Skarżysku. W krytycznym
dniu o. Jan Wilhelm Kulawy wraz z towarzyszącym mu oblatem mieli udać
się do Kielc, aby odwieźć pocztę. Gdy wychodzili z klasztoru ok.
godziny 4.00 rano, zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy
skarżyskiego gestapo, które otoczyło Święty Krzyż. Obaj z walizkami
zostali odprowadzeni do tzw. Sali Opackiej. W tym czasie Niemcy
rewidowali pomieszczenia klasztorne. Po zakończeniu rewizji ojców i
braci przeprowadzono do kościoła i zmuszono do klęczenia przy bocznych
ołtarzach. Oo. superiora Finca, Graniecznego i Górzyńskiego oraz brata
Witkowicza wzięto na przesłuchanie, podczas którego prowadzono ich
pojedynczo do kaplicy Świętego Krzyża, tam rozbierano do naga i bito
pasami wojskowymi i kijami. Bito również dwóch mężczyzn, którzy
przypadkowo weszli do kościoła. W międzyczasie do świątyni weszła
pewna kobieta z pobliskiego Jeleniowa. Zatrzymano ją i zmuszono do
klęczenia przy bocznym ołtarzu. Jeden z gestapowców przywdział stułę i
kapę, po czym związał ręce o. Graniecznego i tejże kobiety stułą.
Naśladując w łamanym języku polskim ceremonię ślubną, zmuszał do
powtarzania przysięgi małżeńskiej. Następnie wziął krzyż z ołtarza i
dawał każdemu do pocałowania, uderzając jednocześnie nim w wargi. Po
okradzeniu klasztoru zabrano przesłuchiwanych oblatów i przypadkowych
mężczyzn do więzienia w Kielcach, gdzie przez 8 dni byli trzymani w
ciemnej celi. 6 maja 1940 roku wszystkich zatrzymanych
wypuszczono za wyjątkiem o. Finca, który został rozstrzelany na
stadionie w lesie pod Kielcami w czerwcu 1940 roku.
Była to pierwsza zbiorowa egzekucja Polaków na Kielecczyźnie podczas
okupacji hitlerowskiej.
Wiosną tegoż roku w klasztorze świętokrzyskim zapanowała bieda,
ojcowie kwestowali po okolicznych wioskach, pracowali także w lesie
jako drwale, za co otrzymywali gałęzie i korę na opał oraz asygnatę na
zakup drewna. O. Paweł Kulawy wraz z towarzyszem zamieszkał w
Grzegorzewicach pod przybranym nazwiskiem Wiśniewski u zaprzyjaźnionej
rodziny Rauscherów. Część innych ojców także zamieszkała poza
klasztorem.
W 1940 roku przybyli na Święty Krzyż wygnani z Poznania
o.prowincjał Bronisław Wilkowski i o. Jan Pawołek.
W dniu 9 lipca 1941 roku aresztowany został o. Jan- Wilhelm
Kulawy. Gdy gestapowcy przyjechali po niego do klasztoru, nie zastali
go, ponieważ przebywał w nadleśnictwie w Bodzentynie, gdzie załatwiał
drewno na naprawę krużganków i zakrystii. Niemcy nie pojechali za nim,
ograniczyli się tylko do pozostawienia nakazu, aby o. Kulawy po
powrocie stawił się w siedzibie gestapo w Kielcach. Jednak w dniu
wyznaczonym o. Jan Wilhelm nie mógł przybyć z powodu braku środka
lokomocji. Zadzwonił więc do gestapo z pytaniem, czy może przyjechać w
innym dniu, kiedy ze Świętego Krzyża do Kielc kursowała furmanka z
pocztą. Niemcy na takie rozwiązanie chętnie się zgodzili. Jadąc do
Kielc o. Kulawy wziął ze sobą „torbę á la walizka”, ponieważ przy
okazji chciał zrobić zakupy. Przybywszy na miejsce, pozostawił torbę
na wozie i poszedł do budynku gestapo.
Przesłuchujący go funkcjonariusz zapytał go tylko o treść głoszonych
wcześniej kazań. O. Jan Wilhelm został zatrzymany w areszcie miejskim.
Więzienie bowiem było zamknięte z powodu epidemii tyfusu. Oblaci
świętokrzyscy szybko zorganizowali dla więźnia pomoc żywnościową,
możliwe były krótkie widzenia dzięki przekupności polskich strażników.
W przekazanym z aresztu liście o. Kulawy prosił o dokładne przejrzenie
jego pokoju i zawiadomienie sandomierskiej kurii biskupiej o całej
sprawie.
Powodów aresztowani o. Jana- Wilhelma było bez wątpienia kilka. Jednym
z najistotniejszych wydaje się być jego publiczny protest wobec
propagandowych informacji na temat rzekomego poparcia Ojca Świętego
dla podbojów hitlerowskich, o czym szeroko rozpisywała się podówczas
niemiecka prasa przeznaczona dla Polaków. Głosząc kazanie w
miejscowości Gnojno misjonarz powiedział, iż „katolicy nie powinni
wszystkim piśmidłom”. Ponadto o. Kulawy złożył, jako obywatel
kanadyjski, wniosek o wydanie paszportu. Otrzymał także kablogram od
o. Grzesiaka z Kanady, iż „wszystko jest gotowe na jego przyjazd.”
Nie można wykluczyć faktu, że o. Jana Wilhelma obciążyły fałszywe
zeznania. Pewien niedoszły oblat, nazwiskiem Opiłka, którego o. Jan
Wilhelm skłonił swego czasu do opuszczenia junioratu w Lublińcu
przeszedł na służbę niemiecką, zostając funkcjonariuszem gestapo na
Górnym Śląsku. Mszcząc się, złożył doniesienie, że ojcowie Kulawi
przebywając na misjach w Kanadzie organizowali „wojsko przeciwko
Niemcom”. Z bzdurności takiego twierdzenia zdawali sobie sprawę nawet
kieleccy gestapowcy tym bardziej, gdy otrzymali wyjaśnienie, dlaczego
Opiłka został z Lublińca usunięty. Na jednym z przesłuchań o. Jan
Wilhelm miał powiedzieć Niemcom: ”Ja i brat zginiemy, ale i wy też, i
wtedy Polska będzie jeszcze większa.”
Taka deklaracja przed oficerem gestapo sama w sobie była już wyrokiem
śmierci.... Ponadto o. Kulawy przechowywał niektóre swoje rzeczy u
niejakiej p. Andrejewskiej, skłóconej ze swoją córka Cecylią. Po
aresztowaniu oblata gestapo przeprowadziło w ich domu rewizję, po
której córka powiedziała do matki: ”Teraz idę do Kielc do Gestapo
odwołać wszystko.”
Bardzo możliwe jest więc, że to ona doniosła wcześniej na o.
Jana Wilhelma....
Wkrótce aresztowany został o. Pawołek ze Świętego Krzyża, a 26 lipca
1941 roku gestapo zabrało także o. Pawła Kulawego. Wyciągnięto go z
konfesjonału, gdy słuchał spowiedzi w kościele w Słupii Nowej.
Jako, że więzienie miejskie w Kielcach było wtedy już czynne, w nim
właśnie został osadzony. Niedługo po aresztowaniu o. Pawła, brat
Szóstak, oblat ukrywający się poza klasztorem, dowiedział się, iż
uwięzieni ojcowie ze Świętego Krzyża mają być gdzieś wywiezieni. Gdy
niezwłocznie udał się na dworzec kolejowy w Kielcach, zobaczył oo.
Kulawych i Pawołka klęczących na środku peronu z rękami związanymi
drutem. Wsadzono ich do pociągu osobowego jadącego w kierunku Krakowa.
Do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu przybyli 30 lipca 1941 roku.
Gdy dowiedzieli się o tym współbracia aresztowanych, podjęli starania
o ich uwolnienie. O. Jan Nawrat skontaktował się z jedną z sióstr
braci Kulawych, p. Kuczowiczową z Zabrza. Jej córce udało się nawiązać
kontakt z jednym z obozowych strażników, który umożliwił jej widzenie
z wujami. O. Paweł był w bardzo złym stanie, załamany duchowo i
fizycznie, natomiast o. Jan Wilhelm czuł się dobrze. Strażnik kazał
odwiedzającej przybyć jeszcze raz za tydzień, jednak zapowiedział, że
wtedy o. Paweł zapewne żyć już nie będzie. Dodał, iż jego brata także
czeka śmierć. O. Paweł Kulawy zmarł 21 sierpnia 1941 roku, na adres
jego siostry nadeszło oficjalne zawiadomienie z obozu. Z Berlina
przybył siostrzeniec oo. Kulawych, członek osobistej ochrony Hitlera.
Najprawdopodobniej spotkał się z komendantem KL Auschwitz. Po powrocie
wystosował podanie do reichsführera Heinricha Himmlera z prośbą o
uwolnienie więźniów –oblatów.
Nawet ten środek okazał się bezskuteczny. 10 września zmarł
także o. Jan Wilhelm. Jeden z więźniów, który został zwolniony z obozu
twierdził, iż o. Pawła żyjącego jeszcze wrzucono do pieca
krematoryjnego, zaś ciało o. Jana Wilhelma mimo kilkakrotnie
ponawianych prób w ogóle nie chciało się spalić, wobec czego zostało
pogrzebane.
Najstarszy z braci Kulawych, Wojciech, zmuszony do tego gwałtownie
pogarszającym się stanem zdrowia, przybył do Polski z misji w Kanadzie
w roku 1921 i osiadł we Wronkach, gdzie przez czas pewien pełnił
funkcje kapelana więziennego. 1 stycznia 1925 powołany został na
stanowisko wikariusza w Rogoźniu,
18 lutego objął administrację parafii Drawsko w dekanacie czarnkowskim
Jego stan zdrowia nie poprawiał się; cierpiał na ”silne osłabienie
nerwów, nieżyt żołądka, [był] bardzo wrażliwy na zimno.”
Sprawując posługę duszpasterską w Drawsku często popadał w konflikty z
wiernymi; prosił nawet władze archidiecezjalne o umożliwienie mu
wyjazdu do pracy misyjnej w Niemczech.
Okresowo ks. Kulawy przebywał na leczeniu w szpitalu w Marysinie, w
którym był także kapelanem- potem przeniósł się do klasztoru oo.
filipinów w Gostyniu.Problemy
zdrowotne nie opuszczały go; według kolejnej opinii lekarskiej,
przedłożonej władzom kurialnym „ks. Kulawy...[miał] miażdżycę oraz
nadwrażliwość nerwową z objawami niepokoju i podrażnienia
psychicznego”. Zalecano kurację zdrojową w Krynicy połączoną z
czasowym odsunięciem od pracy duszpasterskiej.
Po niedługim pobycie w miejscowości Piaski ks. Kulawy zamieszkał we
Wronkach, gdzie utrzymywał się z własnych funduszy.
W początkowym okresie II wojny światowej został on wysiedlony przez
Niemców z Wronek do Jędrzejowa koło Kielc, gdzie mieszkał prywatnie „u
ludzi w malutkiej izdebce”, pomagając w duszpasterstwie miejscowemu
proboszczowi.
Gdy brat Tomasz Szóstak ze Świętego Krzyża przyniósł mu wiadomość o
męczeńskiej śmierci obu młodszych braci, powiedział, że „lepiej
byłoby, gdyby mnie to spotkało, a oni mogli jeszcze żyć.”
Ks. Wojciech Kulawy, pierwszy polski członek Zgromadzenia Misjonarzy
Oblatów Maryi Niepokalanej i zarazem pierwszy Polak, który rozpoczął
działalność duszpasterską pośród Polonii kanadyjskiej,
zmarł 3 kwietnia 1942 roku, najprawdopodobniej w Tuczępach koło Kielc.
Autor:
Andrzej Szymański
47- 200 Kędzierzyn- Koźle.
|